niedziela, 1 lipca 2012

Prolog





 „ Miłość… Co to naprawdę znaczy? Czy to uczucie dwójki kochających się ludzi? A co jeżeli druga osoba nie odwzajemnia tego uczucia…? Czy w tedy to te można nazwać miłością…? „ Zabić się z miłości”…, czy w tym jest jakiś sens?.. Miłość powinna być silna, niezwyciężalna…więc dlaczego właśnie ona najczęściej jest  powodem samobójstw..?


Z przemyśleń wyrwało Victorie głośne pukanie do drzwi, ze swojej delikatnej dłoni wysunęła kruczo-czarne pióro, końcówkami palców z gracją odepchnęła się o dębowe biurko i odsunęła krzesło,  podeszła do drzwi poprawiając po drodze beżową sukienkę i długie, gęste ciemno-blond włosy. Złapała za klamkę, otworzyła drzwi… w tym momencie jej wzrok powędrował do góry zatrzymując się na błękitnych oczach chłopaka. Ten pochwalił się swoim śnieżnobiałym uśmiechem i wyciągnął zza pleców bukiet czerwonych róż.
- Wszystkiego najlepszego z okazji imienin!- Pocałował ją w policzek, a ona gestem ręki zaprosiła go do środka
Włożyła kwiaty do średniej wielkości, szklanego wazonu, delikatnie dłońmi układając kwiaty. Ich kolor świetnie komponował się z resztą dużego pomieszczenia. Jasne beżowe ściany i wielkie okna ozdabiały teraz krwisto czerwone róże.
- Nadal piszesz…? –spytał Patric ( bo tak miał na imię chłopak), patrząc na mały brązowy notesik wypełniony jej bazgrołami.  Widząc to, oderwała wzrok od kwiatów i podbiegła do biurka, delikatnie zamykając zeszyt.
- To nic takiego… - Odpowiedziała skromnie, zanurzając się w jego niebieskich tęczówkach.
- Jednak chciałbym przeczytać… Kiedyś mogłem… - Pokazał górny rząd perłowych zębów i uśmiechnął się cwaniacko, łapiąc ją za rękę lekko przesunął.. zrobił to tak delikatnie, że nawet nie poczuła kiedy uległa i odsunęła się. Nie próbowała już walczyć, usiadła na miękkim łóżku i co chwila zerkając na chłopaka czekała na jego komentarze
- Masz talent… - Powiedział Patric, przerzucając kartkę i zerkając na następną stronę
- Dziękuję… ale naprawdę..
- To nic takiego..- Dokończył twoje zdanie
- Tak…- potwierdziła nieśmiało
- Oj, nieprawda.. piszesz pięknie… o na przykład to: 


 Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.

 Miłość nie zazdrości,

 nie szuka poklasku,

 nie unosi się pychą,

 nie jest bezwstydna, 

nie szuka swego,

nie unosi się gniewem, 

nie pamięta złego,

nie cieszy się z niesprawiedliwości,

lecz współweseli się z prawdą…

Gdy to czytał ona zamknęła oczy i opadła na poduszkę… to był jej ulubiony cytat.
- To twoje..?
Zachichotała cicho nie podnosząc powiek.  Widząc jak się uśmiecha, on też pokazał ząbki.  Wiedziała, że się z niej nabija… aż taki głupi nie był, chciał po prostu wywołać na jejtwarzy uśmiech. Uwielbiał go i ona dobrze o tym wiedziała, bo kiedyś powiedział jej to… i nie tylko, był nią zauroczony, ale wtedy nie była jeszcze gotowa na związek… na szczęście zrozumiał. Są najlepszymi przyjaciółmi, ale Patric ciągle zachowuje się w stosunku do niej, jakby oczekiwał czegoś więcej.
- Szkoda, że to nie urodziny… - przerwała niezręczną ciszę
- A ja tam nie żałuję…
Do jej 18 urodzin zostało parę tygodni… wtedy też miały zacząć się wakacje. Los chciał, że 
urodziła się w ten wspaniały dzień. Nie mogła się doczekać pełnoletności, w tedy będzie miała swoje własne życie… wyprowadzi się do Londynu… znajdzie wspaniałą pracę… pozna tego jedynego…  . Tak to były jej plany.
- Widziałaś moje buty?! – Do pokoju wbiegła jej starsza siostra – Susan, gwałtownie otwierając drzwi
- Nie.. po co mi one..?
- Nie wiem! Masz tutaj pełno niepotrzebnych rzeczy..- mówiąc to spojrzała na twój notes. 
Nienawidziły się.. miały niewiarygodnie, różne charaktery. Susan paliła… uważała się przez to za ważniejszą i bardziej dojrzałą, faktycznie była starsza.. a dokładnie o 2 lata, czarne długie włosy, opadały na jej ramiona a zielone oczy czasem przerażały. Victoria zaś byłaś uważana za tą normalną… tą spojoną i opanowaną, w sumie nie mylili się. Dziewczyna była bardzo nieśmiała i skryta w sobie, jeżeli to można nazwać normalnością…
- Nie.. nie mam ich… - powtórzyła Victoria. Nigdy nie unosiła się na nikogo z rodziny, nawet jeżeli w głębi duszy nie przyznawała się do siostry i były rodzeństwem tylko formalnie.  W towarzystwie się nie znały…
Susan wyszła, trzaskając drzwiami. Patric spojrzał na ciebie współczującym wzrokiem
- Teraz rozumiesz dlaczego chce się wyprowadzić…?
- Tak.. chyba tak..
- No właśnie..
- Ale dlaczego akurat tam..? Tak daleko, ode mnie..?
- Nie chcę być daleko od ciebie… Po prostu kocham ten kraj.. to miasto- wskazała na wielką flagę Wielkiej Brytanii na ścianie.
- Tak..
- To jak..? Dalej będziesz się na mnie gniewał..?
- Nigdy się na ciebie nie gniewałem.. – Szybko ją poprawił – To, że chcesz ode mnie odpocząć to twoja sprawa- Posmutniał.
Uśmiechnęła się do niego, podeszła bliżej, usiadła mu na kolanach zawieszając ręce na szyi i dała mu buziaka w policzek.
- To co…? Nadal uważasz,  że mam cię dosyć?- Spytała patrząc mu się głęboko w oczy i chociaż byli tylko przyjaciółmi zatapiała się w nich bardzo głęboko i nie chciała przestać.
- Musze to przemyśleć..- Odpowiedział z szerokim uśmiechem 

No.. To nowe opowiadanie czas zacząć... Mam nadzieję, że się podoba. 
Bardzo przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale uwierzcie, że trudno wymyślić historię której nie było nigdzie indziej... takiego czegoś jeszcze nie czytałam, dlatego przepraszam jeżeli ktoś widział podobny. 

4 komentarze:

  1. Super, czekam na rozwinięcie :)
    Harry's wife :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jest świetny <3 czekam na następny niecierpliwie, ale powiedz mi poznam tam Harrego<3 i z nim będę?
    Mrs.Styles

    OdpowiedzUsuń
  3. Cud, miód i malina. Jest fantastyczny. Nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się cieszę,że dodałaś kolejne opowiadanie:)Super się zaczyna...
    Już nie mogę się doczekać następnej części...:D
    Napewno ta historia będzie tak samo bombowa jak poprzednia:***
    Czekam z niecierpliwością:)
    Kocham<333
    Ms.Styles

    OdpowiedzUsuń