Elizabeth Anderson to 16- latka z dość trudnym charakterem. Na swojej drodze spotka pełno przeszkód, które mogą zaprzepaścić jej marzenia o prawdziwej miłości... lub przyjaźni.
Jej życie nie należy do najlepszych, jednak wszystko zmienia się o 180 stopni, kiedy rodzice przedstawiają jej swoją " niespodziankę "... czy na lepsze ?
We will never forget
sobota, 27 października 2012
Cz.1
Patrzyłeś się komuś prosto w oczy ? Podobno da się z nich rozszyfrować wszystko. Próbowałeś ? Nie, spróbuj.
- Kochanie wszystko dobrze ? - spytała mama przy obiedzie,widząc mój brak apetytu
- Do cholery spójrz się na mnie!
Spojrzałeś się... ale po co oni, po co reszta...? to było przypadkowe, nie chciałam tego powiedzieć na głos.. przepraszam?
- Eliza zostaniesz po lekcji.
Znowu to samo, powtórka z historii. Mam dość, przecież daje ci takie znaki... . Kiwnęłam głową nie wydając z siebie żadnego dźwięku, który mógłby jakkolwiek wskazywać, że jeszcze prawidłowo funkcjonuję. Kosmyki długich, brązowych włosów opadły na mój blady policzek. Opuszkami palców zgarnęłam zasłaniającą powieki grzywkę, mimo, że nie widziałam w tym najmniejszego sensu. Ponownie zanurzyłam się w mój świat, świat rysunków.. komiksów, nazywajcie to jak chcecie, ja po prostu byłam sobą.
Kartki są przereklamowane, w zeszycie idzie mi to o wiele lepiej.
Nie dotykając plecami oparcia od krzesła tworzyłam swoją historię, podróż w której to ja jestem przewodnikiem, lub film, gdzie ja jestem reżyserem... skoro aktorzy nie trzymają się scenariusza, to przejadę im po premii.
Lekkie poklepywania po plecach oderwały mnie od fascynującej kolorowanki. Odwróciłam się kładąc ramię na drewnianym oparciu, swoją drogą ciekawe jak to było z pierwszym krzesłem, a jeśli ten kto je wymyślił wcale nie miał zamiaru na nim siedzieć...? może nie miał już czym rzucać w niewiernego partnera. To by wyjaśniło, dlaczego aż tak ciągnie mnie żeby trafić nim... samo wymówienie imienia powoduje u mnie dreszcze.
Od siedzącej za mną blondynki odebrałam zgiętą w kulkę karteczkę. Wróciłam do "poprawniej " pozycji i odwinęłam papierek.
Nie zdążyłam przeczytać nawet pierwszego słowa, a już wiadomość przesłana przez nieznajomego została mi odebrana. Nauczyciel oparł się o ławkę i stanowczym głosem powiedział
- Jak już mówiłem, zostaniesz po lekcjach
- Zrozumiałam wiadomość
Mężczyzna jeszcze bardziej zgniótł w pięści karteczkę. Jego mina mówiła sama za siebie. Rozzłoszczony odszedł, w kierunku swojego biurka. Zabrzmiał dzwonek, kto go tak nazwał..? synonimem do "dzwonek" powinno być zbawienie, wolność czy nawet przepustka.
Zostałam sama w dużej, zielonej sali. Pojedyncze, puste ławki ciągnęły się za mną niczym szereg stojącym na baczność żołnierzy. Obrazy na ścianie przykuły teraz moją większą uwagę, wpatrywałam się w każdy szczegół, byle by przestać myśleć o ciszy jaka teraz panowała.
Nauczyciel szperał w szufladach nie zwracając na mnie uwagi. Przewróciłam oczami i prawie leżałam na krześle, co on chciał mi pokazać przetrzymując mnie w klasie, niech wpisze mi uwagę, postawi jedynkę.. ale chcę wyjść.
Sięgnęłam po torbę, leżącą na podłodze pokrytej linoleum. Powoli podeszłam do dębowego biurka. Mężczyzna spojrzał na mnie spod byka.
- Co się z tobą dzieje? Zaniedbujesz obowiązki, to już twoja 5 jedynka w tym tygodniu. Jak tak dalej pójdzie to nie zdasz. Rozumiesz co do ciebie mówię?
Kiwnęłam twierdząco głową, mimo, że nie zdawałam sobie z tego sprawy, nie mogłam nie zdać, przecież nie jest aż tak źle
- Mogę już iść?
- Ach... widzę, że nic do ciebie nie dociera. Idź
Wyszłam z sali i skierowałam się w kierunku mojej szafki. Twórca tego " mebla" czy cokolwiek to jest, musiał być naprawdę kreatywny, nie każdy pomalował by wszystkie na ten sam kolor.
Otworzyłam drzwiczki, schowałam książki, wyjęła książki w tym nie ma żadnej logiki, po co nam to ? Po co nam szkoła, skoro uczymy się na błędach. Godziny mijały jak lata, ciągnęły się bez końca, a w ostatnich sekundach zaczęłam odliczać jak na sylwestrze. I mimo, że do wakacji jeszcze parę miesięcy z każdym dniem jesteśmy coraz bliżej słoneczka.
Nareszcie dom, ciepło, rodzinny obiadek i spokój. Rzuciłam torbę, napakowaną zeszytami gdzieś w kąt i upadłam na łóżko. Otworzyłam laptopa.
Był dostępny... czemu nie napisze..? Serce zabiło mi mocniej, tak jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Poczułam jakby był tuż obok mnie, jakby mnie widział... .
Pojedyncze kosmyki powędrowały za ucho, kącik ust uniósł się ku górze, ale nic, ciągle nic.
usiadłam na łóżku, spojrzałam na ścianę w połowie obklejonej plakatami, charakterystyczne świecidełka choinkowe zawieszone na suficie ciągnęły się po gładkich ścianach, tworząc półkola.
Miłość powinna być zakazana, a gdybym złamała prawo, wolałabym ponieść konsekwencje i zapomnieć, na pewno bolało by mniej niż siedzenie, gapienie się w ścianę i czekanie na głupią wiadomość, w nadziei, że z dnia na dzień moje życie przemieni się w bajkę z pięknym księciem u boku.
Poszłam do kuchni. Z wiklinowego koszyczka wyjęła jedno soczyste, czerwone jabłko. Spojrzałam na nie i już wiedziałam co mam sobie myśleć. W koszyczku było pełno tych owoców.. ale to najbardziej czerwone.. czyli najlepsze. A może tak się tylko wydaje... to zupełnie tak jak z ludźmi, chłopak najczęściej zagaduje do tej najładniejszej i często się zawodzi..
Miłość powinna być zakazana, a gdybym złamała prawo, wolałabym ponieść konsekwencje i zapomnieć, na pewno bolało by mniej niż siedzenie, gapienie się w ścianę i czekanie na głupią wiadomość, w nadziei, że z dnia na dzień moje życie przemieni się w bajkę z pięknym księciem u boku.
Poszłam do kuchni. Z wiklinowego koszyczka wyjęła jedno soczyste, czerwone jabłko. Spojrzałam na nie i już wiedziałam co mam sobie myśleć. W koszyczku było pełno tych owoców.. ale to najbardziej czerwone.. czyli najlepsze. A może tak się tylko wydaje... to zupełnie tak jak z ludźmi, chłopak najczęściej zagaduje do tej najładniejszej i często się zawodzi..
W pewnym momencie usłyszałam dźwięk wiadomości, jak najszybciej pobiegłam do pokoju, ledwo wyrabiając na zakrętach.
Rzuciłam się na łóżko z uśmiechem od ucha do ucha.
Strasznie się rozczarowałam gdy zauważyłam wiadomość od Aśki.
" Hej"
" Hej"
Odpowiedziałam, tradycyjna gadka. Nic nowego i nadzwyczajnego... a jednak jedno głupie " Hej" od właściwej osoby odmieniło by moje życie.
***
- Kochanie wszystko dobrze ? - spytała mama przy obiedzie,widząc mój brak apetytu
- Tak...
- Co w szkole? - spytała ojciec. Jak zwykle szkoła na pierwszym miejscu. Zerknęłam na nich obojga,
- Ach.. - przewróciłam oczami i poszłam po dzienniczek. Położyłam go na stole i zaczęłam delektować się każdym kęsem.
- Kolejna uwaga?!
- To on się na mnie uwziął.
- Nie możesz tak zaniedbywać szkoły!...................
Dalej nie słyszałam, a może lepiej: nie chciałam słyszeć kazań, które prawią mi przy każdym obiedzie czy kolacji. Mam dość. Zjadłam i wstałam od stołu.
***
Obudziłam się bardzo wcześnie, puściłam muzykę i zaczęłam przygotowywać się do szkoły. Mimo szafy pełnej ubrań nie miałam co na siebie założyć, ale w końcu nie mam dla kogo się stroić. Czarna bluzka, kamizelka, dżinsy i trampki, lekki makijaż. Weszłam do pomieszczenia zwanego kuchnią, przywitał mnie zabójczy wzrok rodziców, nie zwróciłam na to dużej uwagi, zrobiłam sobie kanapki i usiadłam do stołu. Zdziwiła mnie pogoda, panująca za oknem, promienie słoneczce przebijały się przez zasłonięte jeszcze do połowy rolety zostawiając tym samym cień na zegarze. Tata bez słowa przysunął dzienniczek i odwrócił wzrok.
- Dzięki - rzuciłam i powędrowałam do siebie.
- Jutro wyjeżdżamy pamiętasz?
- Pewnie, jak mogłabym zapomnieć. Aśka jest już spakowana. Wiem mamy nie przewrócić domu do góry nogami! - " Krzyknęłam " z drugiego końca domu, szukając skarpetki do pary.
Nagle w drzwiach stanęła mama.
- Asia może się rozpakowywać.
- Co ?! Ała - podnosząc się z ziemi uderzyłam o odsunięta szufladę. Złapałam się za głowę, a dokładnie za miejsce w które się walnęłam.
- Jak to ? Przecież ferie miałam spędzić z Aśką!
- Ale sama sobie na to zapracowałaś. Wyjeżdżasz do kuzyna... - Nie musiała kończyć, miałam tylko jednego kuzyna jakim mogła mnie pokarać.
- Nie... ? Nie! Błagam!
- Przykro mi, sama tego chciałaś. - Wyszła.
- To dla twojego dobra! - krzyknął tata
Upadłam na łóżko, zwisając głową w dół złapałam za piłkę leżącą pod nim. Zaczęłam rzucać nią o ścianę, wracała, znowu trafiałam. Błękitna farba, powoli odchodziła od ściany, nie przejmowałam się tym.
- Radzę ci się pośpieszyć! To, że już i tak nic nie zmienisz, to nie znaczy, że nie musisz chodzić do szkoły.
- Żebyś się nie zdziwiła - mruknęłam pod nosem, łapiąc za torbę, która od wczoraj nie przeniosła się w żadne nowe miejsce. Trzasnęłam drzwiami i zbiegłam ze schodów. Pchnęłam ciężko otwierające się drzwi, przywitało mnie świeże powietrze i mimo powoli spadających płatków śniegu dość ciepłe powietrze jak na tę porę roku.
- Jak tak dalej pójdzie to nici z bałwana - powiedziałam sama do siebie.
- Masz rację, co spadnie od razu topnieje - uśmiechnął się ON.
Jest moim są sąsiadem od początku gimnazjum. Odkąd zamieszkał klatkę obok muszę uważać na każdy ruch. Nasze balkony są tuż obok siebie, przez otwarte okno wszystko słychać. Zrobiło mi się trochę głupio w końcu niedługo idę do 2 kl. liceum a przejmuję się głupim bałwanem.
- Myślisz, że spyta z fizy ? - Spytał w drodze na przystanek.
- Nie wiem... nie obchodzi mnie to...chyba, że spyta mnie.
Zaśmiał się. Obdarowałam go pytającym spojrzeniem.
- Z czego się śmiejesz ?
- Nie, po prostu.. masz takie proste życie, nie przejmujesz się niczym,
- Dzięki - rzuciłam i powędrowałam do siebie.
- Jutro wyjeżdżamy pamiętasz?
- Pewnie, jak mogłabym zapomnieć. Aśka jest już spakowana. Wiem mamy nie przewrócić domu do góry nogami! - " Krzyknęłam " z drugiego końca domu, szukając skarpetki do pary.
Nagle w drzwiach stanęła mama.
- Asia może się rozpakowywać.
- Co ?! Ała - podnosząc się z ziemi uderzyłam o odsunięta szufladę. Złapałam się za głowę, a dokładnie za miejsce w które się walnęłam.
- Jak to ? Przecież ferie miałam spędzić z Aśką!
- Ale sama sobie na to zapracowałaś. Wyjeżdżasz do kuzyna... - Nie musiała kończyć, miałam tylko jednego kuzyna jakim mogła mnie pokarać.
- Nie... ? Nie! Błagam!
- Przykro mi, sama tego chciałaś. - Wyszła.
- To dla twojego dobra! - krzyknął tata
Upadłam na łóżko, zwisając głową w dół złapałam za piłkę leżącą pod nim. Zaczęłam rzucać nią o ścianę, wracała, znowu trafiałam. Błękitna farba, powoli odchodziła od ściany, nie przejmowałam się tym.
- Radzę ci się pośpieszyć! To, że już i tak nic nie zmienisz, to nie znaczy, że nie musisz chodzić do szkoły.
- Żebyś się nie zdziwiła - mruknęłam pod nosem, łapiąc za torbę, która od wczoraj nie przeniosła się w żadne nowe miejsce. Trzasnęłam drzwiami i zbiegłam ze schodów. Pchnęłam ciężko otwierające się drzwi, przywitało mnie świeże powietrze i mimo powoli spadających płatków śniegu dość ciepłe powietrze jak na tę porę roku.
- Jak tak dalej pójdzie to nici z bałwana - powiedziałam sama do siebie.
- Masz rację, co spadnie od razu topnieje - uśmiechnął się ON.
Jest moim są sąsiadem od początku gimnazjum. Odkąd zamieszkał klatkę obok muszę uważać na każdy ruch. Nasze balkony są tuż obok siebie, przez otwarte okno wszystko słychać. Zrobiło mi się trochę głupio w końcu niedługo idę do 2 kl. liceum a przejmuję się głupim bałwanem.
- Myślisz, że spyta z fizy ? - Spytał w drodze na przystanek.
- Nie wiem... nie obchodzi mnie to...chyba, że spyta mnie.
Zaśmiał się. Obdarowałam go pytającym spojrzeniem.
- Z czego się śmiejesz ?
- Nie, po prostu.. masz takie proste życie, nie przejmujesz się niczym,
nie ma rzeczy niemożliwych.
Kącik ust uniósł się ku górze.
- Może nie uwierzysz, ale to nie jest takie proste, na jakie wygląda. Mam tyle rzeczy do zrobienia, że czasami nie nadążam z olewaniem ich.
Zagubiłam się w jego dużych, zielonych tęczówkach.
- Yyy.. przepraszam... ja.. Idź, muszę zawiązać buta.- wydawał się zakłopotany.
W tej chwili zauważyłam jego znajomych stojących przed autobusem.
- Aaa... tak pewnie, ok. - Ruszyłam w wyznaczonym kierunku, schowałam ręce do kieszeni, spuściłam głowę. Wstydzi się mnie, ale nie musiał wymyślać tej bajeczki z butami, ma rzepy, nie potrzebnie starał się to ukryć. Minęłam się z parą staruszków. Jak ja bym tak chciała... tak po prostu spotkać na swojej drodze ten swój ideał.. tego jedynego, aż po grób
- O patrzcie, nasza księżniczka idzie ! - usłyszałam za sobą. - Do cholery spójrz się na mnie! - powtórzył ktoś moją ostatnią wpadkę.
- Wal się - rzuciłam, poprawiając słuchawki.
- Cóż to za słownictwo młoda damo! - Śmiech, pogwizdywania to wszystko jeszcze bardziej buntowało mnie przeciwko całemu światu. Odwróciłam się i przyłożyłam mu z całej siły, nie miało znaczenia kto idzie za mną, zasłużył. Chłopak upadł na ziemię, z nosa polała mu się krew. W jednej chwili zrobił się tłum, w oknach autobusu pojawiło się kilkadziesiąt gapiów. Poczułam mocne szarpnięcie za ramię
- Elizabeth Anderson!- Ooo... nienawidzę swojego nazwiska... kiedyś je zmienię... może na Clark... albo... a zresztą.
- Eliza - poprawiłam go
- Do dyrektora!
- Może najpierw do szkoły ?
Zostałam wręcz wrzucona do pojazdu, przeszłam na koniec transportu. Nie było osoby, która nie gapiła by się na mnie jak na wariatkę.
- Bu! - rzuciłam do jednej z siedzących gimnazjalistek młodszej klasy.
Przeszłam na tyły.
- Ciesz się, że jesteś dziewczyną! - odezwał się pokonany. Śmiać mi się chciało jak na niego patrzyłam, w końcu jednym ruchem zwaliłam go z nóg, a moja płeć jest tylko głupią wymówką.
- Bo co ?
Odpowiedziała mi cisza, cały autobus zamarł, czekał na jego ruch.
- Wiedziałam. - powiedziałam, kiedy zdałam sobie sprawę, że i tak się nie dowiem.
Spojrzałam w szybę, zobaczyłam swoje ledwo widoczne odbicie. Nie przeszkadzała mi moja blada twarz mimo, że w okół mnie było pełno opalonych lasek. Nie lubiłam błyszczyków, szminek, ani innych tego typu rzeczy. Włosy zapuszczałam dobre 3 lata i są efekty. Praktycznie lubiłam w sobie tylko oczy, były duże i niebieskie.
Oderwałam się na chwilę od zniewalająco ciekawej czynności, żeby spojrzeć co dzieje się w nudnej rzeczywistości. Kiedy wszedł ON, jego spojrzenie, ruch głową i mina sama prosiła się o zignorowanie.
***
Oparłam głowę o białą ścianę, ludzie przechodzili obok mnie rozmawiając ze sobą, śmiejąc się. Czułam, że prędzej czy później wyląduję w psychiatryku. Ta samotność doprowadzała mnie do szaleństwa. Nawet Aśka nie była kimś komu mogłam zaufać, na palcach u rąk mogła bym policzyć ile razy mnie zdradziła, opuściła. Zadawałam się z nią, żeby nie zwariować. Białe pomieszczenie, pokój bez klamek - tak wyobrażam sobie moją przyszłość.
Drzwi otworzyły się, wyszedł z nich zaniepokojony chłopak, opuszczona głowa, schludnie ubrany, ułożona fryzurka. " Praktykant " pomyślałam.
- O, Eliza. Cóż za niespodzianka. Wejdź - uśmiechnęła się. Niesamowite, codziennie gości u siebie paręnaście, a może nawet paredzieści uczniów, a jednak stać ją jeszcze na szeroki i szczery uśmiech... cóż, może sprawia jej przyjemność patrzenie jak małolaci dostają ochrzan od rodziców.
Zajęłam miejsce na krześle. Zaczęłam się kręcić dookoła, robiąc balony z gumy niedawno wyjętej z pełnego opakowania.
- Tak, rozgość się - powiedziała siadając na swoim fotelu.
- Elizabeth Anderson... - mówiła sama do siebie, przekładając pojedyncze karteczki.
- Eliza. - oparłam się o biurko wpatrując się w każdy ruch kobiety.
- Dzień dobry. - do pomieszczenia weszła moja matka.
Rozmowa ciągnęła się w nieskończoność i te słodkie słówka, sztuczne zachowanie " Oczywiście, dopilnuję, żeby to się nigdy nie powtórzyło"
Ten sam tekst po raz 10, w końcu się kapnie, że coś jest nie tak.
Gdy wreszcie szopka się skończyła, mogłam... mogłyśmy opuścić pomieszczenie.
- Uderzyłaś go ?!
- Zasłużył sobie
- Wyjeżdżasz dzisiaj wieczorek i żadnego ale.
- Ale...
- Nie.
- Miałam wyjeżdżać jutro!
Odpowiedzią był wzrok, który mówił dosłownie wszystko.
***
No to jadę.. kurde, trzeba było siedzieć na dupie i wkuwać!
Zaczęło padać. Krople deszczu uderzały o szybę, tak jakby za wszelką cenę chciały dostać się do środka.
- Nie radzę - powiedziałam jakby sama do siebie, jednak mówiłam... do deszczu ? Tak, na to wygląda, że zaczęłam gadać z wodą.
- Słucham? - spytał kierowca.
- Nic, nic.
Mężczyzna, który miał obowiązek dowieść mnie na miejsce, wyglądał na ok. 45 lat. brązowa marynarka, biała koszula, ciemne spodnie i śmieszny berecik, sprawiał wrażenie na sympatycznego faceta.
- Widzę, że szykują się fajne ferie ? - uśmiechnął się zerkając w lusterko
- Nie sądzę, to moja kara
- kara? gdy byłem w twoim wieku dla mnie nic nie było karą, wszystko miało swoje plusy - zachichotał i nawet ten wkurzający, tradycyjny tekst" gdy byłem w twoim wieku" nie działał na mnie tak, jakby to powiedzieli rodzice.
- Zobaczysz, twoja kara obróci się w piękną przygodę, którą będziesz wspominała do końca życia.. czuję to - uśmiechną się, znowu spoglądając w magiczne szkiełko.
Zdziwiłam się i nie ukrywam trochę przestraszyłam.
- Nie sądzę, że z moim kuzynkiem da się dobrze bawić, oparłam łokieć na szybie i dłonią podtrzymałam głowę, oglądając mijające krajobrazy.
~*~
jak wam się podoba nowy wystrój bloga ? Chciałam trochę nawiązać do nowego opowiadania, przewiduję jeszcze jedną poprawę, ale to później... za dużo by zdradziła :***
Zauważyłam nowe czytelniczki i jest mi z tego powodu strasznie... wesoło? Można, to tak nazwać. 10000 wejść to dla mnie na prawdę bardzo dużo, dlatego strasznie wam za to dziękuję :***
10 komentarzy i następny rozdział ♥
Pozdrawiam :D
:****
Kącik ust uniósł się ku górze.
- Może nie uwierzysz, ale to nie jest takie proste, na jakie wygląda. Mam tyle rzeczy do zrobienia, że czasami nie nadążam z olewaniem ich.
Zagubiłam się w jego dużych, zielonych tęczówkach.
- Yyy.. przepraszam... ja.. Idź, muszę zawiązać buta.- wydawał się zakłopotany.
W tej chwili zauważyłam jego znajomych stojących przed autobusem.
- Aaa... tak pewnie, ok. - Ruszyłam w wyznaczonym kierunku, schowałam ręce do kieszeni, spuściłam głowę. Wstydzi się mnie, ale nie musiał wymyślać tej bajeczki z butami, ma rzepy, nie potrzebnie starał się to ukryć. Minęłam się z parą staruszków. Jak ja bym tak chciała... tak po prostu spotkać na swojej drodze ten swój ideał.. tego jedynego, aż po grób
- O patrzcie, nasza księżniczka idzie ! - usłyszałam za sobą. - Do cholery spójrz się na mnie! - powtórzył ktoś moją ostatnią wpadkę.
- Wal się - rzuciłam, poprawiając słuchawki.
- Cóż to za słownictwo młoda damo! - Śmiech, pogwizdywania to wszystko jeszcze bardziej buntowało mnie przeciwko całemu światu. Odwróciłam się i przyłożyłam mu z całej siły, nie miało znaczenia kto idzie za mną, zasłużył. Chłopak upadł na ziemię, z nosa polała mu się krew. W jednej chwili zrobił się tłum, w oknach autobusu pojawiło się kilkadziesiąt gapiów. Poczułam mocne szarpnięcie za ramię
- Elizabeth Anderson!- Ooo... nienawidzę swojego nazwiska... kiedyś je zmienię... może na Clark... albo... a zresztą.
- Eliza - poprawiłam go
- Do dyrektora!
- Może najpierw do szkoły ?
Zostałam wręcz wrzucona do pojazdu, przeszłam na koniec transportu. Nie było osoby, która nie gapiła by się na mnie jak na wariatkę.
- Bu! - rzuciłam do jednej z siedzących gimnazjalistek młodszej klasy.
Przeszłam na tyły.
- Ciesz się, że jesteś dziewczyną! - odezwał się pokonany. Śmiać mi się chciało jak na niego patrzyłam, w końcu jednym ruchem zwaliłam go z nóg, a moja płeć jest tylko głupią wymówką.
- Bo co ?
Odpowiedziała mi cisza, cały autobus zamarł, czekał na jego ruch.
- Wiedziałam. - powiedziałam, kiedy zdałam sobie sprawę, że i tak się nie dowiem.
Spojrzałam w szybę, zobaczyłam swoje ledwo widoczne odbicie. Nie przeszkadzała mi moja blada twarz mimo, że w okół mnie było pełno opalonych lasek. Nie lubiłam błyszczyków, szminek, ani innych tego typu rzeczy. Włosy zapuszczałam dobre 3 lata i są efekty. Praktycznie lubiłam w sobie tylko oczy, były duże i niebieskie.
Oderwałam się na chwilę od zniewalająco ciekawej czynności, żeby spojrzeć co dzieje się w nudnej rzeczywistości. Kiedy wszedł ON, jego spojrzenie, ruch głową i mina sama prosiła się o zignorowanie.
***
Oparłam głowę o białą ścianę, ludzie przechodzili obok mnie rozmawiając ze sobą, śmiejąc się. Czułam, że prędzej czy później wyląduję w psychiatryku. Ta samotność doprowadzała mnie do szaleństwa. Nawet Aśka nie była kimś komu mogłam zaufać, na palcach u rąk mogła bym policzyć ile razy mnie zdradziła, opuściła. Zadawałam się z nią, żeby nie zwariować. Białe pomieszczenie, pokój bez klamek - tak wyobrażam sobie moją przyszłość.
Drzwi otworzyły się, wyszedł z nich zaniepokojony chłopak, opuszczona głowa, schludnie ubrany, ułożona fryzurka. " Praktykant " pomyślałam.
- O, Eliza. Cóż za niespodzianka. Wejdź - uśmiechnęła się. Niesamowite, codziennie gości u siebie paręnaście, a może nawet paredzieści uczniów, a jednak stać ją jeszcze na szeroki i szczery uśmiech... cóż, może sprawia jej przyjemność patrzenie jak małolaci dostają ochrzan od rodziców.
Zajęłam miejsce na krześle. Zaczęłam się kręcić dookoła, robiąc balony z gumy niedawno wyjętej z pełnego opakowania.
- Tak, rozgość się - powiedziała siadając na swoim fotelu.
- Elizabeth Anderson... - mówiła sama do siebie, przekładając pojedyncze karteczki.
- Eliza. - oparłam się o biurko wpatrując się w każdy ruch kobiety.
- Dzień dobry. - do pomieszczenia weszła moja matka.
Rozmowa ciągnęła się w nieskończoność i te słodkie słówka, sztuczne zachowanie " Oczywiście, dopilnuję, żeby to się nigdy nie powtórzyło"
Ten sam tekst po raz 10, w końcu się kapnie, że coś jest nie tak.
Gdy wreszcie szopka się skończyła, mogłam... mogłyśmy opuścić pomieszczenie.
- Uderzyłaś go ?!
- Zasłużył sobie
- Wyjeżdżasz dzisiaj wieczorek i żadnego ale.
- Ale...
- Nie.
- Miałam wyjeżdżać jutro!
Odpowiedzią był wzrok, który mówił dosłownie wszystko.
***
No to jadę.. kurde, trzeba było siedzieć na dupie i wkuwać!
Zaczęło padać. Krople deszczu uderzały o szybę, tak jakby za wszelką cenę chciały dostać się do środka.
- Nie radzę - powiedziałam jakby sama do siebie, jednak mówiłam... do deszczu ? Tak, na to wygląda, że zaczęłam gadać z wodą.
- Słucham? - spytał kierowca.
- Nic, nic.
Mężczyzna, który miał obowiązek dowieść mnie na miejsce, wyglądał na ok. 45 lat. brązowa marynarka, biała koszula, ciemne spodnie i śmieszny berecik, sprawiał wrażenie na sympatycznego faceta.
- Widzę, że szykują się fajne ferie ? - uśmiechnął się zerkając w lusterko
- Nie sądzę, to moja kara
- kara? gdy byłem w twoim wieku dla mnie nic nie było karą, wszystko miało swoje plusy - zachichotał i nawet ten wkurzający, tradycyjny tekst" gdy byłem w twoim wieku" nie działał na mnie tak, jakby to powiedzieli rodzice.
- Zobaczysz, twoja kara obróci się w piękną przygodę, którą będziesz wspominała do końca życia.. czuję to - uśmiechną się, znowu spoglądając w magiczne szkiełko.
Zdziwiłam się i nie ukrywam trochę przestraszyłam.
- Nie sądzę, że z moim kuzynkiem da się dobrze bawić, oparłam łokieć na szybie i dłonią podtrzymałam głowę, oglądając mijające krajobrazy.
~*~
jak wam się podoba nowy wystrój bloga ? Chciałam trochę nawiązać do nowego opowiadania, przewiduję jeszcze jedną poprawę, ale to później... za dużo by zdradziła :***
Zauważyłam nowe czytelniczki i jest mi z tego powodu strasznie... wesoło? Można, to tak nazwać. 10000 wejść to dla mnie na prawdę bardzo dużo, dlatego strasznie wam za to dziękuję :***
10 komentarzy i następny rozdział ♥
Pozdrawiam :D
:****
czwartek, 25 października 2012
Pewnie zauważyłyście, że usunęłam tamto opowiadanie. Bardzo was za to przepraszam, ale po prostu nie wiedziałam co mam pisać i to już nie chodzi nawet o wenę... pisząc to nasuwały mi się miliony pomysłów na nowe, inne i pewnie fajniejsze opowiadanie.
Wpadałam na pomysł nowoczesnego opowiadania... hahaha, taa... głupia jestem. Ale sami zobaczycie o co mi chodzi :**
Kocham <333333333
sobota, 22 września 2012
Hejka!
Coś dawno tu nie byłam.. I nie tylko tutaj. Ostatnio bardzo zaniedbałam mój jak i wasze blogi. Przepraszam, postaram się jak najszybciej to nadrobić :**
Co do następnej części... Powinna być niedługo :D.
Dzisiaj impreza a jutro urodzinki *.*
W sumie, na jedno wychodzi... :)
Już nie mogę się doczekać... ♥♥
Kocham <3333
Coś dawno tu nie byłam.. I nie tylko tutaj. Ostatnio bardzo zaniedbałam mój jak i wasze blogi. Przepraszam, postaram się jak najszybciej to nadrobić :**
Co do następnej części... Powinna być niedługo :D.
Dzisiaj impreza a jutro urodzinki *.*
W sumie, na jedno wychodzi... :)
Już nie mogę się doczekać... ♥♥
Kocham <3333
Subskrybuj:
Posty (Atom)